Kilka słów o ganaszowaniu
W sieci można uzyskać wiele informacji na temat: „Jak zganaszować konia”. Owe słowo przez wielu jeźdźców jest bardzo chętnie używane w teorii i praktyce. Oznacza to ich zdaniem, że koń jest ujeżdżony, podstawiony i dobrze trzyma głowę.
Ganasze u koni co to jest?
Słowo ganaszować powstało prawdopodobnie od słowa ganasz czyli części pyska, tzw. sanki żuchwy konia. Niestety owe pojęcie za wiele nie zrobiło dobrego dla koni oraz ogólnie dla jeździectwa. Wierzchowce ganaszowane przez swoich jeźdźców to konie po prostu trzymające głowę prostopadle do podłoża – teoretycznie jeździec tworzy dobry obraz dla obserwujących. Natomiast jeździec, którego koń nie trzyma prostopadle głowy do podłoża uznawany jest za nie do końca dobrego jeźdźca i dlatego zaczyna się wyścig. Za wszelka cenę konie mają ciągane głowy w dół… Jakie metody takie rezultaty... Niestety nawet nie wiem dlaczego ludzie używają owego pojęcia, ponieważ nie znajdziecie go w słowniku ani w żadnej innej mądrej książce…
Jak zaganaszować konia?
Zbliżamy się do sedna, a więc „ganaszowanie konia”, czyli większość jeźdźców (którzy chcą osiągnąć efekt opuszczenia głowy i by nos był prostopadle do podłoża) stosuje metodę ciągnięcia za wodzę, tzw. raz lewa wodza, raz prawa, co powoduje przesuwanie się wędzidła a w efekcie piłowanie bezzębnej części pyska, ból tym spowodowany powoduje, że koń opuszcza pysk ale nic więcej. Koń do pewnego momentu będzie ulegał, ale niestety lekkie odpuszczenie wodzy powoduje wybicie łba konia, czyli ręka takiego jeźdźca staje się mocniejsza... Koń zamiast stawać się przepuszczalny staje się coraz bardziej niedostępny. Stosuje się też środki wspomagające nazywane „pomocami” w dążeniu do opuszczenia łba – to czarna wodza, martwy wytok , jazda na wypinaczach i wiele innych wymysłów. Wszystkie patenty nazywane „pomocami” które mają na celu opuszczenie głowy za wszelką cenę, czyli zganaszowanie konia, mają niestety efekt odwrotny, a ich cena bardzo wysoka.
Ludzie mylnie twierdzą, że jak koń podda się za pomocą tych patentów to będzie pięknie podstawiony i „robota zrobiona”, ale prawda jest zupełnie inna. Koń po prostu ulega, bo ucieka od bólu, oczywiste jest to, że koń siłą odpowiada na siłę. Koń jest napierającym zwierzęciem, jeśli sprawiasz mu ból właśnie takim ciągnięciem za wodze, używaniem tych patentów, możesz być pewny, odpowie Ci tym samym. Będzie robił to co na wolności – pierwszym momentem może być ucieczka, czyli mocne iście do przodu lub wyszarpywanie wodzy! Wtedy trzeba przystać i zastanowić się czy aby na pewno dobrze powoduję swoją ręką? Ale niestety wiele jeźdźców zamiast się zastanowić odpowiada siłą, ciągnąc tak, że koń znów jest ściągnięty do dołu i mylnie nazywany nieposłusznym... Koń w taki sposób broni się przed bólem… Pysk konia jest bardzo unerwiony, odczuwa silny ból.
Lecz z czasem, jak koń przestaje się już chować za wędzidłem, co mylnie także jest uznane ze efekt, który chciało się uzyskać, bo koń wziął łeb w dół, powstaje kolejny problem – zwierzę staje się odporne na zadawany mu ból wędzidłem, szczęka staje się stwardniała. W ten sposób tracimy możliwość delikatnego działania ręką, które powinno być odpowiednikiem 2 gram, czyli czuć lekkość, subtelność dawanych sygnałów, a staje się ciężką orką, którą sam człowiek stworzył. Wtedy stosujemy ostrzejsze wędzidła by pozornie wydelikacić sygnały przekazywane, ale to też jest na chwilę... Później znowu padają określenia, że to jest trudny koń, twardy w pysku, nie chce współpracować... Warto pomyśleć dlaczego? Jak człowiek tylko od początku zadawał mu ból, a on się przed nim bronił, bo TYLKO skupiał się na pysku.
Kolejnym nieuniknionym krokiem w ganaszowaniu i ustawianiu konia na siłę jest utrata chodów, czyli naturalnej swobody poruszania się konia. Pierwszorzędny przykład - gdy siedzisz na koniu, on ledwo co człapie, a jak puścisz go na pastwisko ukazują swoje piękno chodów, subtelność i grację. Wyżej opisane trenowanie koni odebrało im ruch i wdzięk. Dlatego zastanówmy się, czy warto tak powodować końmi. Koń musi sam z zaufaniem przyjąć kiełzno, nieść je lekko przeżuwając. Jeździec nie może jednocześnie mocno poganiać konia łydkami a zarazem ciągnąć za wodze, ponieważ jednoczesne popędzanie i wstrzymywanie powoduje w nim frustracje, niestabilność nerwową, a już na pewno nie prowadzi do dobrej współpracy z koniem.
Jeżeli człowiek da szansę w odnalezieniu przez konia wędzidła oraz nauczenie się współpracy z ręką, uważając by szedł energicznie we wszystkich chodach może to doprowadzić do „zganaszowania”, (ach jakie to „piękne” słowo) - prawidłowo określając – ZEBRANIA… Koń wtedy chętnie wykonuje wszystkie figury, w lekkości, bez obaw o pysk. Do zmian tempa, ustępowań powiązanych z lekkimi półparadami, które doprowadzają do zebrania. To właśnie ganaszowaniem zabijamy lekkość ruchów i swobody ciała. Pamiętajcie o tym, nic na siłę, czas i jeszcze raz czas, połączony z delikatnością, wiedzą i empatią dają efekty…